Aktualności

Życie na cmentarzu

16 lutego 2023
Autor:
Rafał

Jeepneye w Manili.

Ostatnie kilka godzin na Filipinach spędzamy w Manili. Stąd mamy już wylot do Taipei, potem do Monachium i w końcu do Warszawy.

Wykorzystujemy ten czas i jeepneyem jedziemy na Cmentarz Północny. Jeepney na Filipinach to coś pomiędzy taksówką, a autobusem miejskim. Każdy ma swoją trasę i zatrzymuje się w dowolnym miejscu zabierając lub zostawiając pasażerów. A pasażerowie przekazują kierowcy drobną opłatę. Jeepneye są w stanie zabrać nawet 20 Filipińczyków, ale nas Europejczyków mieści się nieco mniej. Pierwsze jeepneye zostały przerobione z terenówek, które amerykańskie wojsko zostawiło na Filipinach po II wojnie światowej. Filipińczycy je przedłużyli, a teraz sami je produkują, dzięki czemu jest ich tak dużo na manilskich ulicach.

Są kolorowe, z dużą ilością naklejek, inaczej dekorowane, często ręcznie malowane, więc każdy jest inny. Mają też swoje nazwy: Six Sisters, Adele, Souvenir, Freedom, Santiaguel, czy Precious Joy. Są kiczowate, ale stanowią część filipińskiej kultury.

Gwar na Cmentarzu Północnym

Wchodząc na Cmentarz Północny nie do końca można się zorientować czy już jesteśmy na miejscu. Czy to już cmentarz, czy jeszcze zabudowa miejska. Jeżdżą auta, tricycle, rowery, skutery. Na cmentarzu mieszka kilka tysięcy osób, więc  ruch jest tu duży. Mają tu sklepiki, kramy ze street foodem, a nawet prowizoryczne boiska koszykówki. Groby stoją na powierzchni ziemi i często są zabudowane kratą wokół i dachem. Są też piętrowe: na dole stoi grobowiec, a na pięterku o niewielkiej powierzchni można zamieszkać. Groby nierzadko służą za stolik, łóżko, krzesło, czy kuchenny blat. Na cmentarzu jest pełno bawiących się dzieci.

Spacerujemy więc po tym gwarnym cmentarzu, a przewodniczka pokazuje nam, gdzie pochowani są prezydenci, rewolucjoniści, znani aktorzy, politycy, amerykańscy nauczyciele, czy Pancho Villa – bokserski mistrz świata z lat 20-tych XX wieku.

Ostatnie minuty

W manilskiej Chinatown spędzamy ostatnie minuty, robimy ostatnie zakupy, wybieramy ostatnie pamiątki, jemy ostatnie hakaw, łapiemy ostatnie promienie filipińskiego słońca, wydajemy ostatnie peso, delektujemy się ostatnim mangostanem, robimy ostatnie spojrzenie na kościół Binondo, ostatni raz chodzimy po ulicach manilskiej Chinatown… 

A w Chinatown ciągle jest duży gwar, ruch uliczny, jeepneye i ludzie nie wiadomo gdzie ciągle się spieszą. 

Do zobaczenia…

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *