Wylądowaliśmy w Sajgonie (Ho Chi Minh City) – największym wietnamskim mieście. Szybkie formalności wizowe, odbiór bagażu, transport do hotelu, prysznic i lecimy do knajpy Five Oysters, w której zupka pho zdaje się do nas mówić: zjedz mnie! To wywar na kości wołowej z makaronem i warzywami al dente. Zamawiamy pho bo, oczywiście nie może w niej zabraknąć surowych płatków wołowiny, które w czasie podania zupy z kuchni na stół zdążyły się ugotować. Pałeczki w ruch! Wyśmienita! Ci którzy jedli wiedzą o czym mówię 🙂 .
Po obiedzie idziemy w miejską dżunglę. Po krótkim przeszkoleniu jak przechodzić przez ulicę wszyscy zostali rzuceni na głęboką wodę: trzeba przejść na drugą stronę przez 4 pasmową ulicę, przez którą płynie rzeka skuterów. Nie było łatwo, ale wszyscy dali radę. Z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Wiemy już, że jesteśmy intruzami na ulicy, ale żebyśmy musieli ustępować drogi motorom na chodniku?
Wieczorny spacer po ekskluzywnej francuskiej dzielnicy skończyliśmy na drinku na 5 piętrze Hotelu Rex przy muzyce na żywo.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz