Dzisiejszego dnia pogoda w Tokio nie należała do najlepszych. Pochmurne niebo, z którego co jakiś czas spadł deszcz mniej lub bardziej intensywny. Pojechaliśmy rano na stację Tokio, a stamtąd spacerkiem w kierunku Pałacu Cesarskiego. Dotarliśmy do charakterystycznego miejsca skąd po jednej stronie rozciąga się panorama wieżowców, a z drugiej strony stara bramę do której prowadzi most. W tle z pośród drzew parku wyrasta biały Pałac Cesarski. Pamiętam zdanie z przewodnika po Japonii: “Tokio to tłum”. Pomyślałem sobie, że chyba nie jestem w tym Tokio, albo wszyscy zostali w metrze, bo na ulicach jakoś tak pusto. Przy świątyni Yasukuni-jinja poświęconej 2,5 mln żołnierzy japońskich którzy zginęli w latach 1868-1945 też były pojedyncze osoby. Ucieszyłem się bo tłumów nie lubię. Kolejnym zaplanowanym miejscem była świątynia Sensjo-li. Pojechaliśmy więc do dzielnicy Asakusa, ale wysiedliśmy trochę wcześniej (Ueno) by zobaczyć jak mieszkają Japończycy – część nie turystyczną. Wąskie uliczki, szaro, niemalże bezludnie, prawie jak w Europie, mało egzotycznie. Aż dotarliśmy do starej części Asakusy i zrobiliśmy wielkie oczy. Spodziewaliśmy się bowiem świątyni między szarymi domami, a tu wiele ulic wokół Sensjo-li tworzy specyficzny klimat: stare, niewielkie domki, wąskie uliczki, urocze sklepiki z manufakturą, kobiety w kimonach, stragany i oczywiście tłum ludzi (w końcu “Tokio to tłum” ☺). W środku tego wszystkiego najstarsza i najpopularniejsza świątynia w Tokio wybudowana podobno w 628 roku. Główna droga do świątyni prowadzi przez potężną Bramę Grzmotu z ogromnymi papierowymi lampionami. Za nią budynki z szufladkami na wróżby, pięciopiętrowa pagoda, niewielki park z kapliczkami i rzeczką, fontanna do obmywania rąk, palenisko na kadzidełka, oraz główna świątynia. A wszystko w trzech kolorach: czerwonym, czarnym i żółtym.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz