Jesteśmy w Dalhous, gdzie czeka nas najtrudniejszy etap naszej wycieczki po Sri Lance. To stąd będziemy wychodzić o drugiej w nocy na Adam’s Peak. Szczyt Adama jest bardzo popularnym miejscem, ponieważ jest miejscem pielgrzymek Syngalezów, którzy wierzą, że na szczycie jest odcisk stopy samego Buddy. Nic jednak nie wskazuje na to, że to się nam uda, ponieważ o 12 w nocy zaczęła się straszna ulewa. Na szczęście krótko. O 1.45 zaopatrzeni w wodę i kurtki przeciwdeszczowe ruszyliśmy w górę, by na szczyt dojść o wschodzie słońca. Z daleka widać światła świątyni i oświetloną drogę, która do niej prowadzi.
Na początku szlak był łagodny i szeroki, ale po półtorej godzinie zaczął się zmieniać. Droga nie przypomina naszych szlaków, ponieważ cała jest wylana betonem i liczy ponad 5800 schodów. Na naszej drodze ilość turystów w porównaniu z ilością tubylców jest znikoma. Idą całymi rodzinami, z małymi dziećmi, które najczęściej śpią na rękach rodziców. Starsze dzielnie maszerują same, śpiewając buddyjskie modlitwy. Idą też dorosłe dzieci, które podtrzymują swoich rodziców, a nawet widzieliśmy jak trzech mężczyzn wnosi starszą kobietę na rękach. Pielgrzymi poubierani są w czapki i rękawiczki, ale przeważnie idą na boso. Koło godziny piątej nad ranem powoli dochodzimy na szczyt. Ludzi na wąskim szlaku jest tak dużo, że trzeba odczekać by dotrzeć na szczyt.
Na wierzchołku także jest bardzo ciasno, ponieważ wiele ludzi przyszło tu głównie na wschód słońca, który robi duże wrażenie. Zadzwoniliśmy też wielkim dzwonem, ale tylko jeden raz, ponieważ jesteśmy tu po raz pierwszy. Możemy się pochwalić tym, że cała nasza grupa zdobyła szczyt Adama – piątą co do wysokości górę na Sri Lance. My, jako katolicy na szczyt Adama poszliśmy nie po to by zobaczyć odcisk stopy Buddy, lecz św. Tomasza, natomiast Hindusi uważają to samo zagłębienie jako odcisk stopy Śiwy.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz