Sihanoukville to miasto leżące w południowej części Kambodży nad Zatoką Tajlandzką. Przez ostatnie lata miasto się bardzo zmieniło. Wzdłuż plaży stoją bary i restauracje, w których jeszcze dwa lata temu bawiło się tam masę Europejczyków i Amerykanów. Siedziało się do 2-3 w nocy przy alkoholu, głośnej muzyce i świeżych owocach morza. Teraz jest inaczej. Część barów została zburzona, a w to miejsce postawiono niebieskie ogrodzenie sugerujące, że coś się tu buduje. Pewnie kolejny chiński hotel. Restauracje przy plaży świecą pustkami, a gdzieniegdzie siedzą grupy głośnych Chińczyków. Biali już tu nie przychodzą, więc o godz. 22 wiele z barów jest zamknięta. Europejczycy i Amerykanie przenieśli się w głąb miasta, niedaleko pomników lwów, gdzie knajpy i restauracji często prowadzone są przez białych. Tu jeszcze można posiedzieć do późnych godzin nocnych. W mieście powstało kilkanaście hoteli z kasynami, a kolejne się budują. To inwestycje chińskie budowane z myślą o Chińczykach. Mam wrażenie, że atmosfera w mieście mocno się zepsuła, na szczęście jest jeszcze kilka rzeczy dla których warto przyjechać do Sihanoukville. Nieco dalej od centrum miasta na sporym zalesionym terenie znajduje się klasztor buddyjski Wat Krom. To magiczne miejsce z wieloma posągami, wieżami nagrobnymi i świątyniami, wokół których kręcą się mnisi w szafranowych szatach. Z kilku miejsc dobiegają głosy modlitwy, w jednej ze świątyń nad urną z prochami modły odprawia mnich, a przy cmentarzu nad ciałem odbywa się ostatnie pożegnanie. Do Sihanoukville warto też przyjechać, ponieważ stąd wypływają łodzie na egzotyczne wyspy np. Kong Ron Sanloem. W Sikhanoukville nadal podają wyśmienite owoce morza, a centralny targ w Downtown przyciąga swymi kolorami. Mam jednak wrażenie, że większość Europejczyków i Amerykanów uciekła z “chińskiego” miasta Sihanoukville do oddalonego o 130 km na wschód Kampotu. Kampot nie ma wprawdzie dostępu do morza, ale miasto przyciąga swoją kolonialną atmosferą. Nie ma tu egzotycznych plaż, a restauracje ciągną się wzdłuż rzeki. W Kampot nie ma także znanych świątyń, spektakularnych miejsc, ale nie ma tu także tylu Chińczyków. Panuje senna atmosfera, jest czas na robienie “nic”.
Komentowanie tego wpisu zostało zamknięte!