Kto z nas przynajmniej raz nie marzył o tym by być jak Indiana Jones? W delcie rzeki Mekong mogliśmy poczuć się jak ten awanturnik- odkrywca. Małymi łodziami krążyliśmy między palmami kokosowymi podziwiając brzegi porośnięte dżunglą tak gęstą, że bez maczet nie byłoby mowy o przejściu. Wcześniej, w jednej z wiosek zwiedzaliśmy teren mając na wyciągnięcie ręki kokosy, banany, duriany i wiele innych owoców, które czasem trudno było nazwać. Kto zyskał sympatię tubylców mógł przez chwilę pojeździć miedzy plantacjami kokosów rowerem a nawet skuterem. Większość z nad wybrała jednak tuk tuki, bo ani w Sajgonie ani w Hanoi nie mogliśmy ich wypatrzyć. A wszystko to w upalnym tropikalnym klimacie.
Sił nabieraliśmy częstując się sajgonkami przyrządzonych na naszych oczach ze złowionych w Mekongu rybach i cukierkami z masy kokosowej z dodatkami imbiru czy orzechów, czyli lokalnego specjału wyrabianego ręcznie przez wietnamskie wieśniaczki.
Wciąż mamy w pamięci niedawną wizytę w bajecznej zatoce Ha Long i trudno nie porównywać zatoki z deltą rzeki Mekong. Które miejsce jest piękniejsze? Nie sposób jednoznacznie wybrać. Możemy jedynie napisać, że ci którzy pragną totalnego relaksu powinni pojechać na północ, do Ha Long, ci zaś, którzy marzą o przygodach na południe, w stronę delty Mekong.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz