Nasza wyprawa do Kambodży powoli się kończy. Przez pięć godzin jedziemy minivanem z Sihanoukville do Phnom Penh. Pierwszego dnia wycieczki w stolicy zwiedzaliśmy miejsca związane z Czerwonymi Khmerami (Pola Śmierci i więzienie Tuol Slang). Dzisiaj będziemy zwiedzać bardziej przyjemne miejsca. Po śniadaniu wynajętymi tuk-tukami jedziemy do Wat Phnom – to świątynia, której początki sięgają XIV wieku. Legenda głosi, że Pani Phnom znalazłszy w rzece cztery posążki przedstawiające Buddę postawiła je na ołtarzu na wzgórzu i stały się one dla mieszkańców przedmiotem kultu. Z czasem drewniana świątynia została zastąpiona murowaną. Obok stoi biała stupa ze szczątkami królów, a poniżej miejsce gdzie wierni boczkiem i jajkami karmią kamienne lwy. Po modlitwie w Wat Phnom jedziemy do Muzeum Narodowego, w którym wystawione są eksponaty ze świątyń w Angkorze. Podobno dyrektor muzeum studiował kiedyś na polskiej uczelni i mimo tego, że jest Khmerem to świetnie mówi po polsku. Czy to prawda czy fałsz? Nie mogliśmy tego sprawdzić, ponieważ dyrektor pojechał do Ministerstwa Kultury (i czegoś tam jeszcze) i nie było go na miejscu. Potem pojechaliśmy na Russian Market zrobić ostatnie zakupy. Tu kupiłem najtańszego kokosa w życiu – kosztował 2000 riali czyli 1,70 zł. Po lunchu pojechaliśmy do Pałacu Królewskiego. Króla Sihamoniego wprawdzie nie widzieliśmy, ale Pałac oraz Srebrna Pagoda, która stoi na terenie królewskim robią duże wrażenie.
Wracając tuk-tukiem z całodziennej wycieczki po Phnom Penh dziewczyny rozglądając się stwierdziły, że chyba był dzień sprzątania świata, ponieważ teraz stolica Kambodży wygląda zdecydowanie lepiej niż wtedy kiedy tu wylądowaliśmy – tak tu czysto i nie ma walających się wszędzie śmieci. Hmmmm….
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz