Dzień 13, Niedziela 22.01.2017.
Przedostatni dzień naszej super przygody z Sri Lanką rozpoczął się dosyć pochmurną pogodą. Nie zraziło to jednak nas i postanowiliśmy od samego rana kontynuować naszą przyjaźń z plażą. Najpierw śniadanko na plaży przy szumie fal, potem krótka piesza wycieczka na “sekretną plażę” ukrytą wśród skał. Przy okazji zauważyłem, że sekretna plaża i kochanka mają wspólną nazwę ” secret beach”:)
Na “sekretnej plaży”, bardziej od kąpania zainteresowały wszystkich muszle zalegające plażę w ilościach tak dużych, że koparka łyżką wywoziła je w krzaki. Wśród muszelek było mnóstwo odłamków rafy koralowej i tylko zakaz wywozu tejże, nie pozwolił nam szarpać jej do plecaków kilogramami. Na plaży zaczął pokapywać dyskretnie deszcz, co jest bardzo nietypowe dla pory suchej na Sri Lance. Lecz to nie plaża była naszym dzisiejszym głównym celem. Po zbiorach skorupiaków, zapakowaliśmy się do nietestowanego do tej pory przez nas środka transportu, czyli lankijskiego PKS-u. Ale się działo….. do Galle mieliśmy ok 40 km, ale na Sri Lance nic nie jest takie na jakie wygląda. Droga do Galle to jedna długa ulica, biegnąca wzdłuż oceanu, handlowo-usługowa. Całe życie na tej wyspie odbywa się wzdłuż głównych dróg i jest tam wszystko co ważne: handel, usługi i wyżywienie. Autobus marki Lanka Ashok Leyland (są to jedyne autobusy na wyspie), zatrzymywał się co jakiś czas i dobierał pasażerów, przez co niektórzy z nas, spędzili podróż na stojaka, ale przeżycia w trakcie jazdy i obcowanie blisko z rodowitymi Lankijczykami jest bezcenne. Przy okazji wspomnę, że podróżowanie po Sri Lance, państwowymi środkami transportu jest śmiesznie tanie. Bilet “PKS-em” kosztował nas ok. 0,5 $, natomiast “PKP” za 170 km ok. 1,5 $. Nie wiem jak oni to robią, ale tak jest i mówię wam, warto to zobaczyć 😉
Po przybyciu do Galle zwiedziliśmy stare miasto usytuowane wewnątrz fortu, które składając się z małych wąskich uliczek, tworzy niezapomniany klimat. Wśród tych uliczek pełnych sklepików, knajpek i “art gallery”, poczułem się jak w wietnamskim Hoi An (kto był ten wie, a kto nie, niech żałuje). W między czasie, przez Sri Lankę przeszła potężna burza z piorunami (wyspa płacze nad naszym wyjazdem 😉 ), a największy deszcz przeczekaliśmy w restauracji. Po czasie wolnym, który spędziliśmy na myszkowaniu po sklepikach oraz małym posiłku, udaliśmy się na targowisko gdzie kto chciał, ten robił ostatnie zakupy do Polski, np. owoce. Po zakupach udaliśmy się wprost na lankijski dworzec “PKS”, gdzie złapaliśmy jeden z ostatnich tego dnia autobusów, odjeżdżających w stronę Mirissy. Tym razem jazda z szalonym kierowcą, nie dość że trwała o 1/3 krócej to była umilana ichniejszym Lanko-Polo. Autobusy mają zamontowane niespotykane u nas nagłośnienie i “konduktor” obsługujący pilota od TV, raczył nas lokalnymi teledyskami na okrągło. Mimo iż nie rozumiemy języka tutejszego, same teledyski podobne do naszego discopolo z lat 80-90, były o treści nie trudnej do zrozumienia.
Po powrocie do Mirissy, udaliśmy się na plażę, aby spożyć ostatnią naszą wieczerzę na wyspie. Oczywiście znów objedliśmy się owocami morza, kosztując ryb oraz kalmarów. Po kolacji siedliśmy w hotelu, komentując i podsumowując całą naszą wycieczkę. Oczywiście nie omieszkaliśmy zrobić w Galle odpowiednich zakupów “zza krat” i teraz pisząc tą relację, dokonujemy konsumpcji przedniej jakości Arracku, który gorąco polecam tym, którzy się zdecydują zwiedzić Sri Lankę.
Na tym muszę zakończyć moją przygodę z pisaniem, raz że pożegnalna impreza nabiera tempa 😉 a dwa że to już wszystko, co mam Wam do przekazania. Mam nadzieję że mój debiut został dobrze przyjęty i że choć trochę moje pisanie przybliżyło Wam klimat naszej przygody.
Jutro nie będzie już relacji z ostatniego dnia. O 12.30 mamy transfer na lotnisko. Z rana mamy ochotę na jedzenie paluchami lokalnego śniadania oraz ostatnie plażowanie tuż przed wyjazdem. Obiecuję, że za parę dni się zmobilizuję i napiszę relację podsumowującą z całej naszej eskapady. Tym czasem pozdrawiam gorąco nasze rodziny i znajomych, którzy śledzili nasze poczynania, do zobaczenie w Polsce. I nie zdziwcie się jak zobaczycie nas “troszkę” opalonych.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz