W Kandy na Sri Lance, wsiedliśmy do pociągu, który zmierzał przez góry i pola herbaciane do Ella. Szukając naszych miejscówek, ktoś po polsku powiedział, że możemy zajmować wolne miejsca. Był to starszy mężczyzna, rodowity obywatel Sri Lanki. Usiedliśmy wokół niego i przez godzinę słuchaliśmy jego historii… część jego historii:
Miał 19 lat jak wyjechał z Sri Lanki do Polski uczyć się. Cała podróż zajęła mu 1 miesiąc i 3 dni. Jechał pociągiem przez Indie, Irak, Syrię, Turcję, Jugosławię, Węgry, Czechosłowację, żeby dotrzeć do stolicy Polski. Był bardzo ciekawy świata, więc po drodze zatrzymywał się na krótkie zwiedzanie. Na granicy polskiej okazało się, że jego wiza wjazdowa do Polski ważna była tylko przez miesiąc. Początkowo nie chcieli go wpuścić i kazali wracać do swego kraju po nową wizę. Pomogła mu jedna z kobiet ze straży granicznej, która przymknęła na to oko i mógł dalej jechać do Warszawy. Stamtąd pojechał do Łodzi, gdzie przez prawie rok chodził do szkoły języka polskiego dla cudzoziemców. Z dobrą znajomością języka dostał się do Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie, gdzie studiował transport morski. Studiował wraz ze Stanisławem Miecznikowskim (późniejszym profesorem) z którym ma do dziś kontakt. Praktyki odbywał w Stoczni Gdańskiej. Do Polski przyjechał w 1961 roku dzięki programowi wymiany studentów, a w Sopocie (jak wspomina) była jedna z trzech szkół na świecie z jego wymarzonym kierunkiem. Był jedynym uczniem w szkole z Sri Lanki, ale nie jedynym cudzoziemcem, ponieważ jego koledzy przyjechali też z Indonezji, Wietnamu. Dostawał stypendium.
Ze względu na swoje długie i trudne do wymówienia przez Polaków imię i nazwisko koledzy wołali na niego Kule.
– To były moje najlepsze lata – wspomina – cały czas obchodziliśmy czyjeś imieniny, a pół litra wódki to było nic.
W czasie nauki jeździł po Polsce i zwiedzał. Był m. in. w Krakowie, Wieliczce, Zakopanem, chodził po polskich górach. W Tatrach zdobył Rysy, Kościelec, Giewont…
Bardzo lubi majsterkować więc zapisał się do Ligi Obrony Kraju. Zrobił tam kurs krótkofalowca, a uczył go jeden z najlepszych nauczycieli telegrafu na świecie, który był telegrafistą w czasie II wojny światowej. Cały swój wolny czas spędzał przy radiostacji klubowej. W końcu dostał licencję krótkofalowca jako jedyny cudzoziemiec w tamtych latach w Polsce. Podejrzewa, że wtedy musiało się na to zgodzić Biuro Polityczne. Jego klub zajął 3 miejsce w ogólnopolskim konkursie na to kto usłyszy najwięcej radiostacji na świecie. Łączył się też z Sri Lanką, gdzie wtedy było może 50 krótkofalowców, ale nie mógł porozmawiać w swoim ojczystym języku, nie wolno było, musiał używać języka angielskiego. Z rodziną jednak nie mógł rozmawiać przez radio, tylko z osobami które miały licencję w klubach krótkofalowców. Koledzy w klubie chwalili się, że mają jedynego cudzoziemca-krótkofalowca w Polsce.
W 1968 roku w dniu kiedy zaczęła się interwencja na Czechosłowację, był w klubie kierownikiem. Przyszła Milicja Obywatelska zamknąć radiostację. Chcieli zarekwirować cały sprzęt, ale ze względu na jego rozmiary zakazali jego używania i zabrali tylko jedną lampę z radiostacji, by uniemożliwić łączenie się ze światem. – To był historyczny moment – wspomina krótkofalowiec Kule – po kilku dniach oddali nam lampę.
Gdy przyszedł czas powrotu do kraju koledzy chcieli mu oddać część sprzętu, ale powiedział że tyle się nauczył, że jego wiedza pozwoli mu zbudować i kontynuować prace z radiostacją i nauczyć innych jej obsługi. Napisał do Radio Society of Sri Lanka, że studiuje w Polsce i pracuje na radiostacji, że zdał egzamin i ma polski certyfikat, oraz że chce działać w krótkofalarstwie na Sri Lance. Zaznaczył też, że traktuje to jako hobby, nie ze względów politycznych. Został członkiem Radio Society of Sri Lanka, a potem wiceprezydentem tej organizacji. Jego znak wywoławczy to: 4S7KG.
Krótkofalowiec Kule w Polsce spędził prawie 10 lat i traktuje ją jako swoją drugą ojczyznę, ponieważ tu spędził swoje najlepsze lata życia. Długo jeszcze po powrocie na Sri Lankę – wspomina ze wzruszeniem – był “rozdarty” między swoje dwie “ojczyzny”.
Zawodowo na Sri Lance pracował jako menadżer w polskiej firmie transportu żeglugowego Polish Ocean Lines, która miała kilkaset statków. Radiostacja była dalej jego pasją.
26 grudnia 2004 po trzęsieniu ziemi na Oceanie Indyjskim nad Sri Lankę nadciągnęło tsunami, które pochłonęło prawie 40 tys. ofiar na wyspie. Przez pierwsze 3 dni zaskoczone służby ratownicze nie miały ze sobą kontaktu. Kule wraz z innymi krótkofalowcami zorganizowali kilka grup porozrzucanych na wyspie i pomagali ratownikom w komunikacji. Telefony nie działały, a oni mieli dobry sprzęt, dlatego państwo zwróciło się do nich o pomoc. – Tego się nauczyłem w Polsce i mogłem pomagać – podkreśla krótkofalowiec Kule.
Gdy spotkaliśmy go w czasie naszej wycieczki do Sri Lanki w pociągu jechał z żoną do Nuwara Eliya. Już nie pracuje, więc ma czas na zwiedzanie Sri Lanki, którą jak mówi, zna mniej niż Polskę.
Ma 72 lata. Nazywa się Kande Kankanamalage Gunadasa Kulasekara, lub po prostu Kule.
2 tygodnie spędzimy na zielonej wyspie pełnej pól herbacianych, słoni i pięknych plaż. Zobaczymy płetwale błękitne, starożytne miasta i świątynie buddyjskie.
Wśród malowniczych gór Sri Lanki wije się linia kolejowa wybudowana przez Brytyjczyków w czasach kolonialnych. Na jej drodze stoi Most Dziewięciu Łuków.
Większość turystów wodospad Diyaluma ogląda z dołu. My postanowiliśmy wejść na jego szczyt, gdzie w naturalnych nieckach można się wykąpać.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz