Dzisiejszy dzień w Yangon minął nam prawie bez opadów. Prawie, ponieważ kiedy nagle lunęło byliśmy pod dachem w markecie Bogyoke Aung Sun, więc deszcz nas nie dotyczył. To stuletni market, gdzie oprócz materiałów, pamiątek i biżuterii można kupić także starocia i wyroby z jadeitu. Po zakupach na targu pojechaliśmy do dwóch świątyń: Chaukh Tat Gyi i Ngah Tat Gyi. W jednej znajduje się 65 metrowy leżący Budda, a w drugiej ogromny Budda siedzi. Niestety mieliśmy pecha, ponieważ obie rzeźby przysłonięte są teraz przez rusztowanie. Mimo wszystko świątynie robią ogromne wrażenie, ponieważ wokół głównych rzeźb jest wiele małych świątyń, obrazów i figurek.
Po obiedzie wyjeżdżamy z Yangon i kierujemy się na północ Birmy do Mandalay. Jedziemy pociągiem nocnym, co dostarcza nam wielu wrażeń. Pociąg 700 km pokonuje w ciągu 15 godzin mimo, że nie zatrzymuj się na wielu stacjach. Zaraz po tym jak ruszył (punktualnie) mobilna obsługa birmańskiego warsa zebrała zamówienia na kolację i za dwie godziny podali gotowe dania. Przez cały czas “100 tysięcy” sprzedawców przechodzi przez wszystkie wagony sprzedając orzeszki, słodycze, kukurydzę, piwo, birmańską whisky, jajka, ubranka dla dzieci, koszule, duriany, betel, kawę. Tory na naszej trasie chyba nie są zbyt równe, ponieważ w czasie całej drogi pociąg trząsł się jakby jechał po zaoranym polu. Raz buja jak w kołysce to znowu czujemy się jak na galopującym koniu, albo skacze jak mała żabka. Natomiast siedzenia są bardzo wygodne: szerokie, rozkładane i na nogi jest bardzo dużo miejsca. A obrazy za oknem pociągu są jak film w kinie: domy z trzciny, piłkarze w błocie, piknik na torach, bawoły w wodzie. Mimo tego, że autobusy są szybsze to wg mnie pociąg w Birmie jest atrakcją obowiązkową dla każdego podróżującego po tym kraju turysty. To niezapomniane przeżycie!
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz