Dzisiejszego dnia odkrywamy tradycyjną Sri Lankę. Na obrzeżach Habarany sprawdzamy jak wygodny jest transport, który na Sri Lance używany jest w rolnictwie, czyli wóz ciągnięty przez dwa bawoły. Resorów ten wóz nie ma, więc do Sigiriyi byśmy tym transportem raczej nie dotarli. Za chwilę przepływamy łodzią (taki lankijski mini-katamaran) niewielkie jezioro, by dostać się na drugi brzeg na lunch. Lunch jemy w glinianej chacie, krytej liśćmi bananowca, gdzie gotują na drewnie i nie używają prądu. Tradycyjne dania lankijskie (ryż, cieciorka, curry, kurczak, ryba, papadan) przygotowywane są w glinianych naczyniach, a podawane na okrągłych liściach zebranych z jeziora. Oczywiście próbujemy tak jak lankijczycy jeść bez sztućców i prawą ręką (choć nie wszyscy). Na pożegnanie pani pokazuje nam jak zrobiła z liści bananowca dach swojej chatki. W czasie odkrywania tradycyjnej Sri Lanki, gdy zaczynałem zdanie od “a Amal powiedział…” wszyscy już wiedzieli o co chodzi. A to zdanie powtarzam bardzo często. Wtedy wszyscy wyciągaliśmy portfele i dawaliśmy napiwki: woźnicy, sternikowi, kucharce, pomocnicy kucharki, kierowcy tuk-tuka…, ponieważ jak “Amal powiedział” napiwki na Sri Lance to rzecz normalna.
W czasie wycieczki na Sri Lankę nie może zabraknąć czasu na masaż ajurwedyjski z olejkami eterycznymi. Nie wszyscy chyba jednak byli zrelaksowani, ponieważ ktoś w czasie masażu pojękiwał (nikt się jednak nie przyznaje). Masażystki, mimo że to zwykle drobne kobiety mają dużą siłę w dłoniach, oraz posiadają wiedzę tajemną, ponieważ przyłożywszy gorący kamień do siniaka Doroty ten momentalnie znikł. Wiec powtarzam “a Amal powiedział, że masażystkom należy dać napiwek”.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz