Jesteśmy w środkowym Wietnamie w miejscowości Hoi An. Rano wypożyczamy skutery i jedziemy poza miasto na wycieczkę. Możemy zobaczyć, a nawet przekonać się na własnej skórze jak żyją i pracują ludzie na wietnamskiej wsi. Zatrzymujemy się między polami ryżowymi, a niewielkim bajorkiem, w którym kąpią się bawoły – siła robocza rolników na tym terenie. Zwykle bawoły ciągną zaprzęg, ale coraz częściej zdarza się, że użyczają swojego grzbietu turystom, którzy szukają nowych wrażeń. Bawół ma śliską skórę, więc siedząc na nim trzeba mocno ścisnąć go kolanami, żeby nie wpaść do wody. W kokosowej wiosce wsiadamy do okrągłych bambusowych łodzi, którymi poruszają się tubylcy po wąskich rozgałęzieniach rzeki Thu Bon. Z roku na rok przyjeżdża tu coraz więcej turystów, więc porośnie palmami przesmyki wodne robią się coraz bardziej zatłoczone. Skutery wypożyczyliśmy na cały dzień, więc mamy jeszcze czas na to by pojechać na plażę An Bang. Z centrum Hoi An do morza Południowochińskiego jest kilka kilometrów, więc żeby się tam dostać trzeba jechać taksówką, lub wypożyczyć rower albo skuter. Niebo jest pochmurne, czasem trochę popada, ale woda w morzu jest bardzo ciepła. Na koniec wycieczki jedziemy wzdłuż na cypel, gdzie znajduje się niewielka latarnia morska, z której widać jak mocno rozbudowuje się wybrzeże.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz