Podróż z Phnom Penh do Siem Reap trwała 7 godzin (320 km). W autobusie byliśmy jedynymi białym, więc dzieci patrzyły na nas nieco zdziwione. Na pierwszym postoju przy parkingu był targ, gdzie można było kupić owoce oraz inne przysmaki. Spróbowaliśmy palmfruit – owoc (na zdjęciu) nieco mniejszy od kokosa, z ciemną grubą łupiną, a w środku trzy owoce wielkości śliwki. Po wyjęciu ich miąższ otoczony był cienką skórką, a wewnątrz zamiast pestki – słodki sok. Po powrocie do autobusu okazało się, że Mikołaj kupił na targu smażone larwy w papryce. Przed zjedzeniem tego musiałem wyłączyć myślenie o tym co jem. Miękkie larwy w smaku nieco przypominają migdały. Po przyjeździe do Siem Reap zapakowaliśmy walizki na tuk-tuki i jazda do hotelu. Wieczorem poszliśmy na spacer wokół najbardziej kultowej ulicy w Siem Reap – Pub Street. Była kolacja z żabą na talerzu, potem taneczno-muzyczny show “trzeciej płci” i… pisząc ten tekst nie wiem co się dzisiaj jeszcze wydarzy.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz