Zaraz po śniadaniu jedziemy nad rzekę Manambolo. Na szczęście jest blisko, bo dzień wcześniej niemal cały dzień spędziliśmy w aucie. Drogi na Madagaskarze są bardzo słabe, dlatego jadąc z Morondavy do Bekopaki jedziemy autami z napędem na 4 koła, a i tak jadą bardzo wolno i ostrożnie.
Będziemy zwiedzać Tsingy. To do czego wsiadamy na przystani to dwa czółna, a każde wydłubane jest z jednego pnia i połączone deskami i sznurkiem. Dzięki temu (mamy nadzieję) nie są wywrotne. Z przewodnikiem płyniemy w górę rzeki. Opowiada nam o ciężkim życiu ludzi mieszkających w regionie Melaky (zachodni Madagaskar). Przez ten region przechodzi droga krajowa nr 8, która w porze deszczowej nie jest jednak przejezdna. W maju zaczyna się pora sucha, dzięki czemu dojechaliśmy tu po w miarę suchej drodze. W regionie Melaky są parki narodowe (m.in.: Tsingy) i regiony chronione dlatego zaludnienie jest tu bardzo małe. Nie ma dobrych szpitali, wyższych uczelni, a edukacja publiczną jest na bardzo słabym poziomie.
Łodzią dopływamy najpierw do jaskini, a potem do niewielkiej przystani, gdzie leśna ścieżka po godzinie doprowadza nas na punkt widokowy. Z tarasu widzimy imponujące klify wzdłuż rzeki Manambolo. Jej czerwony kolor silnie kontrastuje z biało-brązowo-szarymi skałami.
Idziemy jeszcze dwadzieścia minut i dochodzimy do miejsca, które znamy ze zdjęć reklamujących Tsingy. Poszarpane skały mają tak ostre zakończenia, że jeden fałszywy krok może skończyć się urazem. Poza tym jest wiele miejsc, skąd widać jak głębokie i niebezpieczne są szczeliny skalne. Przejście wymaga skupienia i rozwagi.
Po górskim trekkingu w Tsingy i powrocie na przystań pojechaliśmy do wioski Bekopaki, gdzie dzieci z zaciekawieniem oblazły lokalny bar po to, by nas obserwować. Dostały trochę maskotek i przyborów szkolnych. Na pożegnanie odprowadziły nas do aut, które czekały na końcu wioski.
Lalki Daruma do świątyni przynoszą wierni by pomogły im zrealizować jakiś cel. Są też symbolem długiego życie w dobrym zdrowiu i pomyślności.
Do kraju, gdzie buddyzm miesza się shinto, a drapacze chmur otaczają tajemnicze świątynie. Zjemy nie tylko sushi, ale też gyoza, takoyaki, okonomiyaki, wagyu, ramen
Przed wejście do japońskich świątyń nie możemy zapomnieć o jednej rzeczy. Musimy umyć ręce i wypłukać usta. Miejscem wyznaczonym do tego jest chozuya.
Podróż wygląda z każdą następna relacja coraz bardziej interesujaco👍
Mam nadzieję, że tak będzie do końca 🙂