Luang Prabang (północna część Laosu) znane jest z tego, że znajduje się tu kilkadziesiąt świątyń buddyjskich z klasztorami. Jest to najbardziej buddyjskie miejsce w Laosie, mieszka tu 1,5 tysiąca mnichów. Codziennie rano przed wschodem słońca wychodzą z klasztorów i dopełniając swojej tradycji proszą o jedzenie. Na główną ulicę Luang Prabang – Sakkaline przychodzą turyści, którzy mogą kupić ugotowany ryż, ciasteczka i wrzucić to do mnisich misek. Rytuał na Sakkaline jest mocno skomercjalizowany, ale wszyscy są zadowoleni. W innych częściach miasta turystów nie ma, więc mnisi muszą liczyć tylko na miejscowych.
W planie wycieczki do Laosu mamy zwiedzanie kilku świątyń w Luang Prabang. Zaczynamy od najpiękniejszej Wat Xieng Thong, gdzie zachowało się ponad 20 budowli (stupy, biblioteka, świątynia), które są najlepszym przykładem starej architektury buddyjskiej północnego Laosu. Świątynia jest bogato zdobiona, a dawniej była miejscem koronacji królów.
Idąc starą częścią miasta w kierunku Pałacu Królewskiego przechodzimy przez Wat Sibounheuang, Wat Sirimoungkhoun Sayaram, Wat Sok Sickharam, Wat Sikhounmuag, Wat Sene Soul i ponad 200-letnią Wat Mai Suwannaphumahm z przepięknie rzeźbionym frontem wprowadzający do wnętrza świątyni.
Na terenach klasztornych kręcą się mnisi buddyjscy, którzy dbając o porządek, a to zamiatają podwórko, to myją szyby, naprawiają dach, a młody mnich z Wat Sikhounmuag długą tyczką zrywa małe owoce mango. Zwiedzanie starego miasta kończymy w Muzeum Pałacu Królewskiego. Nie jest tak stary jak świątynie, ponieważ został wybudowany za czasów kolonialnych w 1904 roku. Stąd jego architektura to mieszanka stylu azjatyckiego i europejskiego. Sam budynek Pałacu składa się z trzech części: poczekalnię dla odwiedzających króla, bogato zdobioną Salę Tronową i dużo skromniejszą część, gdzie były prywatne apartamenty królewskie (biblioteka, sypialnie, jadalnia, sala muzyczna). W pierwszej części znajdują się podarunki zagranicznych delegacji, między którymi odnajdujemy kopię Szczerbca – miecza koronacyjnego polskich.
Lunch jemy w bardzo przyjemnym miejscu, nad brzegiem rzeki Nam Khan, w restauracji Utopia serwującą znakomite jedzenie. Jest to nasz ostatni dzień, ostatnia restauracja i ostatnie danie w Laosie. Jesteśmy tak zauroczeni położeniem Utopii, że z bólem serca opuszczamy to cudowne miejsce. Czas wracać do domu.
Dodaj komentarz