Nadmorski kurort Nha Trang przyciąga turystów pięknymi plażami i ciepłym morzem. Nie wszyscy jednak chcą spędzić cały dzień na plaży, tylko potrzebują bardziej aktywnej formy wypoczynku (spływ kajakowy, trekking, nurkowanie). Moim ulubionym miejscem w okolicy Nha Trang są wodospady Ba Ho, mimo tego, że ostatnimi czasy stało się to bardzo komercyjne miejsce. Postawiono basen, kilka małych barów i sklepików, a część drogi pod górę można przejechać melexem. Ceny biletów podniesiono o 500 %, więc nie spotkamy już tu wietnamczyków, którzy na grillowaniu (z gitarą w ręku) spędzają tu wolny czas. Miejsce jednak nadal urzeka, dlatego jeśli mam chwilę przyjeżdżam tu na mały trekking. Pierwszy odcinek trasy do wodospadów to wybetonowana droga wzdłuż rzeki, prowadząca do wiszącej skały. Tu wcześniej robiliśmy przystanek, ponieważ czekały na nas miejscowe kobiety z chłodnym piwem w przenośnej lodówce. Teraz ich już nie ma, szkoda. Zaraz za wiszącą skałą należy przejść po olbrzymich głazach na drugą stronę rzeki, by wzdłuż niej dalej dojść do pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca gdzie można się kąpać. Niestety dzisiaj nie przejdziemy. Ostatnie, obfite opady spowodowały, że jest tak dużo wody, że droga na drugą stronę rzeki jest zalana. Pozostaje więc ścieżka po lewej stronie rzeki. Ci którzy byli na pewno wiedzą o czym piszę. Wąska ścieżka odchodzi od rzeki w głąb gęstego lasu deszczowego. Na szczęście nie pada, ale trzeba bardzo uważać, ponieważ jest ślisko po porannym deszczu. Zaczyna się robić stromo, są ostre uskoki, po lewej stronie jest ściana, a po prawej zielona siatka która ma chronić przed upadkiem w przepaść. Trzeba bardzo uważać, aby nie poślizgnąć się na wystających mokrych korzeniach. Od czasu do czasu pokonujemy olbrzymie głazy, na których są metalowe klamry, drabinki i liny do asekuracji. Po godzinie mijając w dali pierwsze i drugie miejsce wyznaczone do kąpieli (tam zwykle wchodzimy do wody) dotarliśmy do trzeciego. Chyba jeszcze nigdy aż tak daleko nie doszedłem. Na pewno się tu dzisiaj nie wykąpiemy. Wody jest zbyt dużo i rzeka jest bardzo rwąca. Siedzi strażnik parku i pilnuje by nikt nie wchodził do wody. Nasz cel został więc osiągnięty połowicznie: nie wykąpaliśmy się pod wodospadami Ba Ho, ale wylewając trochę potu spędziliśmy bardzo fajny czas. W nagrodę w wiejskim barze czekało na nas zimne “333”.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz