Tej nocy nie spaliśmy zbyt długo, ponieważ przed godziną 6 była pobudka, potem szybkie śniadanie i wyjeżdżamy z Bangkoku. Po półtorej godziny van się zatrzymuje i spacerkiem wąskim przejściem docieramy do torów. Po obydwu stronach rozłożone są stragany, gdzie można kupić żywe ryby, przyprawy, t-shirty, pamiątki i owoce (m. in. moje ulubione mangostany),. Punktualnie o 9 słyszymy sygnał ostrzegawczy pociągu i w jednej chwili właściciele straganów zwijają zadaszenie kramów, a lady z towarem na kółkach cofają się do tyłu. Nadjeżdża pociąg, który dosłownie ociera się o ludzi i stragany. Powoli, powoli udaje mu “przecisnąć”. Musi się jednak zatrzymać, widocznie jakiś niesforny turysta nie schował się zbyt głęboko, chociaż straganiarze cały czas zwracają nam uwagę. Po przejeździe pociągu nie mogliśmy odmówić sobie świeżych owoców: longany, mangostany i rambutany. Pół godziny drogi od targu na torach jest targ na rzece. Można tam zjeść, ubrać się, napić, kupić lokalne owady przybite szpilką do deski i kupić pamiątki do rozdania znajomym w Polsce. W wąskiej rzece, a właściwie kanale jest ogromny korek. Łodzie z towarem na sprzedaż, mijają się z łodziami turystycznymi, łodziami-kuchniami. Niezły młyn i… duże zanieczyszczenie powietrza przez spalinowe silniki łodzi. Popołudniu w Bangkoku zwiedzamy Pałac Królewski i świątynię Wat Pho.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz